Nie dość, że zapłacimy 3 razy (!!!) mniej, to możemy być pewni tego, co mamy w środku. Nie natrafimy wtedy na tłuszcz palmowy, czy cukier trzcinowy, który trafia się w sklepowych słoiczkach. Na początku byłam zbyt leniwa, żeby zabrać się za własną produkcję, ale kiedy trochę się rozhulałam i używałam masła coraz bardziej pomysłowo, to mój portfel zaczął to dosyć mocno odczuwać i trzeba było to spożycie trochę ograniczyć. Ale halo? Ograniczyć masło orzechowe? NIBY JAK? Tak jak już mówiłam, po pierwszym spróbowaniu nie ma już odwrotu, a nałóg idzie tylko do przodu. :)
Składniki:
- 1kg fistaszków
- pół łyżeczki soli
- łyżeczka miodu
Oczywiście proporcjami manipulujcie sobie sami, niektórzy lubią bardziej słone, inni bardziej słodkie.
Wykonanie:
Fistaszki obieramy ze skorupek. Obrane orzeszki prażymy na patelni pod przykryciem na najmniejszym ogniu. Musimy ich dosyć uważnie pilnować i potrząsać patelnią, aby się nie spaliły. Kiedy lekko się zarumienią, przerzucamy je do malaksera/blendera, dodajemy sól i miód i blendujemy. Trwa to dosyć długo, na początku po jakichś 10 sekundach orzeszki zetrą się na "wiór" i pozostaną w takiej postaci dobre kilka minut (będzie to wyglądać tak jak na zdjęciu poniżej). Nie poddawajcie się, bo ja na początku tak zrobiłam i zrezygnowałam - uznałam, że tak już zostanie. :D Jeśli blender się nagrzeje, dajcie mu chwilę, żeby ostygnął i blendujcie dalej, aż do skutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz