Pole dance

Spróbowanie swoich sił w pole dance było jedną z pozycji, znajdujących się w czołówce listy rzeczy, których chciałabym w życiu spróbować. Dzisiaj wraz z moją kumpelą (klik) miałam okazję pierwszy raz zabawić się na rurce i powiem Wam, że było super. Nie, nie super. Było zajebiście.
Odwiedziłyśmy studio POLESPOT w Poznaniu. Oprócz pole dance możecie wybrać się też na twerk albo stretching. Pierwsze zajęcia kosztują jedynie 25zł (jedynie, ale tylko relatywnie do obowiązujących cen za takie zajęcia).

Oglądając zdjęcia zalecam nie patrzeć na moją twarz i przymknąć oko na to, że nie są ostre - to najlepsze co mogłyśmy wyczarować w kilka minut :D




Zajęcia rozpoczęły się od rozgrzewki, lekkiego rozciągania i zapoznania z rurką. Później posmarowałyśmy ręce talkiem w kremie, aby dłonie się nie ślizgały, a prawdopodobieństwo tego, że się zabijemy troszkę zmalało. Cała lekcja trwała 1h 15min, a że nasza grupa dosyć szybko łapała, to przerobiłyśmy dosyć sporo pozycji, których normalnie uczy się dopiero na drugich/trzecich zajęciach. Były obroty (w tym "strażak" - wrzucę filmik na końcu posta), chodzenie, przekręcanie się, zjeżdżanie i siadanie w powietrzu. Do tego kilka pozycji na ziemi. Dużo śmiechu. Nikt się nie krępował, co było wielkim plusem, bo obawiałam się, że trafimy na zgraję dziewczyn z rurką, ale w tyłku. :D



Szczerze, myślałam, że będzie ciężej. Nie mówię, że nie było ciężko, bo było, ale nie spodziewałam się, że po pierwszej godzinie będę w stanie rzeczywiście wykonać jakiś obrót, czy cokolwiek, w miarę prawidłowo. Oczywiście na początku nawet nie wiedziałyśmy jak się do tej rurki zabrać i wyglądałyśmy jak słonie w składzie porcelany, ale po kilku próbach jakoś to wszystko wyglądało. Flagi jeszcze nie zrobimy, ale jesteśmy na dobrej drodze. :D

Niemniej rurka oprócz przyjemności i funu zadaje też dużo bólu... Generalnie myślę, że gdyby nie moje "pakowanie" na siłowni, nie miałabym szans na oderwanie się od ziemi, a co dopiero zakręcenie. Albo zrobiłabym to pięć razy i moje mięśniaki miałyby dosyć. I tak uważam, że moje ręce są żałośnie słabe, ale tak czy siak, było mi trochę łatwiej. Potrzeba duużo siły w łapach, minimalnie mniej w nogach i dobrej równowagi, żeby cokolwiek zdziałać.
Najgorsze było siadanie w powietrzu, bo wtedy zachodziło niebezpiecznie bliskie połączenie skóra + rurka i przy najmniejszym drgnięciu pojawiał się niesamowity ból, jakby ktoś zdzierał nam skórę z nóg. Pomijając już kwestię oczywistą - musiałyśmy być w krótkich spodenkach, z uwagi na lepszą przyczepność ciała do rurki, więc po wszystkich gwałtownych wskokach i owijaniach się, nogi w siniakach i obtarciach gwarantowane. Ah. No i pęcherze na dłoniach.

Mimo całej tej krzywdy, jaką mi wyrządziła, chyba zakochałam się w rurce. I w przyszłości te psoty nie zabolą tylko mojego ciała, ale też mój portfel. Czego nauczę się na zajęciach, wykorzystam do zarobienia na karnet. He he he. Taki żarcik.






2 komentarze:

  1. Wow świetnie to wygląda jak na pierwsze zajęcia! Też muszę spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że wpadłyście! :) zapraszamy wszystkie miłośniczki rurki i te, które chcą dopiero rozpocząć przygodę z pole dance!:D www.polespot.com

    OdpowiedzUsuń